Forum Prywatne forum WFRP Strona Główna
->
Trzecia fala
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
NIE
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Świat Mroku-II Wojna Światowa
----------------
Początek
Historia ze strony III Rzeszy
Postaci
Nowe umiejętnosci
Ogólne informacje
Warhammer
----------------
Stary Świat
Mechanika
Sesje
Postaci
Skargi i zarzalenia
Opowiadania
Stary Świat
----------------
Imperium
Wrogowie/Przeciwnicy
Opisy Sesji
----------------
Kampania Ostlant:Siły Specjalne
Droga Sigmara
Trzecia fala
Kampania na kilka chwil.
Kurganie
Ścieżki Przeklętych
Zew Cthulhu
----------------
Rozpoczęcie
Ogólne
----------------
Ogólne
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Anton
Wysłany: Wto 1:36, 05 Cze 2007
Temat postu:
No to chyba jestes jedyny ;P
Tzn. oprócz mnie. Ja lubie każdą rozgrywke, nie ważne czy to singiel czy drużyna.
Villu
Wysłany: Pon 23:28, 04 Cze 2007
Temat postu:
Yarkanowski nauczył się trochę po Bretońsku mówić, i mówi jak Kali xP "ja lubić placki"
Pozatym zawsze lubiłem singlem jakoś tak lepiej się wczuwam, jakoś tak inaczej =]]
Anton
Wysłany: Pon 22:53, 04 Cze 2007
Temat postu:
Trzy sesje.
Pierwsza:
Obecni:
Anton-MG
Sulnar- Ojciec Zander
Kubuś- Olaf
Gracze dojechali do miasta Jouinard. Jest dość biedne, ale zadbane. Utrzymuje się z roli i zbieractwa.
Odpoczęli w nim i pojechali dalej. (Nic ciekawego się tam nie działo)
Dotarli do niewielkiego, malowniczego miasteczka Vingtiennes.
Położone jest między skałami. Utrzymuje się z pasterstwa, roli, kopalni i myta.
Ludzie nie są biedni, mimo to żyją w średnich warunkach.
Większość domów i przybytków to po prostu wykopane w ziemi lub wykute w skale jamy.
Nad miastem unosi się wykuty w skale zamek z trzema wysokimi wieżami.
Dwie z nich maja swoje wierzchołki gdzieś w chmurach jednak widać z nich gałęzie gniazd. To Pegazy. Widać je też krążące nad miastem, i gdzie niegdzie srające swoją kupą.
BG. Zatrzymali się w mieście. Pogadali, popili w karczmie, siedząc na skórach rozłożonych na podłodze. Pierwszy raz siedzieli w tak prymitywnych warunkach, ale się spodobało.
Potem poszli do Petera de la Vega.
Jest to Mistrz Magii Metalu, który swoją siedzibę ma niecałe dwa kilometry od miasta.
Tam sobie z nim pogadali, na początku go nie poznali bo był ubrany jak wieśniak, cały we krwi (odbierał poród kozy) ale potem wszystko się ułożyło.
Okazało się że de la Vega handluje, skupuje i sprzedaje magiczne przedmioty. Niestety to co miał do zaoferowania nie zachwyciło ani Olafa ani Zandera, więc de la Vega nie zarobił. Ale przynajmniej pogadali sobie w przyjemnej atmosferze.
Mimo że ta sesje trwała parte godzin nic ciekawego (oprócz jednej walki z Zielonoskórymi) się nie działo mimo to było sympatycznie. Ciekawe rozmowy, klimat i w ogóle było fajnie.
Podsumowanie:
Obydwaj gracze grali na całkiem przyzwoitym poziomie.
Druga:
Obecni:
Anton-MG
Villu-Jarkan
Aga-Esther
Droga dalej z Vingtiennes.
Po paru godzinach BG zostali zaatakowani przez Orderyka i jego świte.
Na początku coś tam gadali, później była walka.
Orderyk uciekł. Reszta jego kompani nie miała tyle szczęścia, oprócz jednego, który został przesłuchany, związany i puszczony wolno.
Ten koleś powiedział że Orderyk im kazał i inne takie banialuki.
Na tym sesja się skończyła.
Trwała bardzo krótko, bowiem Villu musiał iśc do domu.
Co do samej sesji, to była tylko walka. W sumie nudna sesja, nic specjalnego.
Co do gry to kiepsko. Ja kiepsko prowadziłem, wiec nie dziwne że wy kiepsko graliście.
Trzecia:
Obecni:
Anton-MG
Villu-Jarkan
Anton-Wszyscy inni.
Drużyna (w składzie Jarkana, Alberta i koni zabranych ludziom Orderyka)
dojechała w końcu do Parravon.
Miasto w większości murowane (nawet motłoch mieszka w kamiennych domach wykutych w skale) posiadające kilka wielgaśnych wież.
Drużyna zasiadła w karczmie, tam pogadała i w miarę zaprzyjaźniła się z Krasnoludzki karczmarzem o imieniu Gotharg. Popili i było fajnie.
Posłaniec o imieniu Gomes zaprosił ich do Gwieździstej Wieży. Tam ieszka i pracuje Mistrz Magii Kodram van Laikspieltz.
Jest to czarodziej Niebios.
Powiedział drużynie że to po co jadą do Sanglac to tego tam nie ma, i że zostali oszukani przez tego co ich tam wysłał. Trochę powróżył.
BG. Mu chyba zaufali (zaufał) i rozmowa stała się bardziej sympatyczna.
Czarodziej postanowił pomóc drużynie i ofiarował jej dwa Pegazy oraz zabezpieczył dobytek.
Tymi Pegazami maja udać się do Gisaurex i tam dorwać Valdona de Laines i dowiedzieć się prawdy (bowiem to on powiedział że to czego szukają jest w Sanglac)
A wszyscy w koło mówią że w Sanglac jest tylko śmierć, i że zamek przejęły Zielonoskórzy.
I że jest ich tam tysiące i nic po za tym.
Co do sesji:
Mogę ocenić tylko Jarkana…grał całkiem nieźle.
I to już chyba wszystko.
Jeżeli ktoś chciałby coś dodać, co mi mogło umknąć, to będzie bardzo fajnie. Oczywiście wszystko jest punktowane.
Anton
Wysłany: Śro 18:14, 09 Maj 2007
Temat postu:
Oki. 0.5 pkt. dla Ciebie.
Jeszcze coś?
Która z tych sesji Ci sie najbardziej podobała?
Villu
Wysłany: Śro 17:37, 09 Maj 2007
Temat postu:
Zakład był o to kto pierwszy zrobi dym ten stawia beczkę piwska. Krasiego piwska, pierwszy zrobił dym Salaj to i on stawia
niedość, że za zakład to i za to, że dzięki mojemu pierścieniowi żyje
)
A sesja fajna, fajna, napisałbyś jak kto grał, lubie to czytać
) zwłaszcza, jak jest coś o mnie =PP
Anton
Wysłany: Śro 15:14, 09 Maj 2007
Temat postu: Droga
Drużyna wyruszyła z Gisaurex.
Po drodze spotkali Esther oraz Salaja.
Ci dostali rozkaz od Glennelorda aby wspomóc drużynę w jej dzielnych zmaganiach na terenie Bretonni.
Po jakimś czasie dotarli do zajazdu który pilnował drogi do Tharravil.
Tam się wykąpali, napili i posłuchali plotek, jakoby na trakcie grasuje banda banitów „Białe Zęby” i że będą potrzebowali eskorty, na co szanowna drużyna parsknęła śmiechem.
Następnego dnia drużyna wyruszyła w dalszą podróż.
Po paru godzinach jazdy napotkali przewrócony wóz i jakąś starą kobietę błagającą o pomoc.
Okazał się że jest to zasadzka, którą bardzo łatwo odkryła Esther.
Rozpoczęła się mała walka i gonitwa po korytarzach wykopanych w ziemi przez banitów.
Była fajnie. Większość banitów została złapana lub zabita (np. stara kobieta efektownie straciła głowę po strzale z pistoletu trzymanego przez Jarkana)
Ci co nie zostali zabici, zostali przez Jarkana zamieniani i odmieniani w kamień, ot tak dla zabawy.
Niestety raz czar Jarkanowi nie wyszedł i sam zamienił się w kamień. Boska interwencja (stracony PP) i Jarkan odmienił się znów w człowieka.
Jednak jego złość nie miała granic i porozbijał wszystkie posągi.
I tak oto niewinni banici, którzy chcieli się obłowić, pogwałcić i pozabijać stracili swój marny żywot.
Jadąc dalej dzielni bohaterowie zostali zaatakowani przez dzielnego Eldigo i jego mniej dzielną kompanie wojowników chaosu.
Walka była krwawa, szczególnie dla Jarkana, który został ciężko ranny, i gdyby nie Esther i Albert, prawdopodobnie wyzioną by ducha na tych opuszczonych przez Boga terenach.
Salajowi w walce strasznie nie szło. Na siedem ataków które zadał, trafiły tylko trzy i na każdym rzucie na obrażenia wypadała jedynka. To się nazywa pech, całe szczęście jego koniowi poszło lepiej i zabił jednego wojownika chaosu.
Albert radził sobie (jak to Albert) całkiem nieźle.
Esther też dobrze szło.
Po zabiciu swoich wojowników ruszyła w stronę Wężowej czarodziejki, najprawdopodobniej kochanki Eldigo.
Z nią poradziła sobie całkiem nieźle i ruszyła na wspomniana już pomoc Jarkanowi.
Jarkan umierał, więc Esther straciła (lub wykorzystała jak kto woli) swoje zioła lecznicze na wsparcie witalności Jarkana.
Pod wieczór BG. (czyli bohaterowie graczy) dotarli do jakiejś wioski. Tam odpoczęli. Wioska była parte razy atakowana przez Zielonoskórych, ale mieszkańcy wioski sami odpierali ataki (bo MG się zlitował i nie chciał już drażnić graczy, ale to się zmieni ;P)
Jarkan, trochę podpity dziamgał swoim dziobem i wypowiedział zaklęcie, które spowodowała że znikł, stał się eteryczny i nie zniszczalny, ale za to uwięziony w magicznym kloszu którego nie mógł opuścić, a który ograniczał się do karczmy.
Jednak po jakimś czasie wpadł na hasło (to było fajne przegięcie) i powrotem wrócił do drużyny która właśnie opuszczała wioskę
Po kilku dniach drogi dotarli do Poussenc.
Tam były problemy trochę aby wejść do miasta, ponieważ Jarkan się rzucał i prawie doszło do walki, całe szczęście jakoś udało się go uspokoić, ale nie wszedł do miasta.
W mieście drużyna uzupełniła swój ekwipunek (w przeważającej mierze prowiant na dalszą drogę) i zasiadła w karczmie.
Tam przyszedł i dołączył się gentelman- szlachcic, Reno de Fergraud, który opowiedział swoją historię. A właściwie to że jego kuzyn, Mateusz de Fergraud, który panuje na tych ziemiach, wyjechał ze swoją drużyną bić Orki w górach, ale zostawił swoją żonę której potrzebna jest ochrona chociaż by na parte dni.
Esther bardzo dyplomatycznie wyparła mu że pewnie chce zając miejsce kuzyna i zabić jego żonę i ewentualną winę zwalić na nich. Reno zapierał się że tak wcale nie jest. Salaj, który po paru głębszych przestał kontaktować, obudził się i nawciskał szlachcicowi od najgorszych.
Ten obraził się i wyszedł.
Co ciekawe karczma zaczęła robić się pusta i nawet jej właściciel karczmarz ją opuścił.
Olaf również.
Po jakimś czasie oberża została otoczona przez ludzi księcia. Zaczęła płonąc. W środku zostali tylko: Albert, Salaj i Esther.
I pewnie doszło by do krwawej jatki ( a tak doszło do bezkrwawej bowiem Esther zraniła konia na którym siedział Reno i do tego zginał jeden lub dwóch strażników. Zgina tez karczmarz który błagał Reno de Fergrauda o oszczędzenie jego dobytku, jednak ten uciął to jednym cięciem miecza) gdyby nie pewien strażnik krzyczący że Książe Mateusz de Fergraud się zbliża a za nim masa Zielonoskórych.
Strażnicy nie mogli dłużej zabawiać się z bohaterami, tak więc pobiegli na mury.
Olaf, który przezornie wyprowadził wóz, podjechał po drużynę, która opuściła miasto.
Za miastem spotkali się z Jarkanem (w bardzo fajny sposób- kto opisze jaki dostanie 0,5pkt. w rankingu)
Następnie BG. Ruszyli dalej, w stronę Montfortu.
Tym razem z zastrzeżeniem żeby nie odpier*alac, jak Salaj poprzednio ( bo cała ta awantura mimo że sprowokowana przez Esther to wywołana została przez Salaja)
Salaj i Jarkan założyli się o beczułkę krasnoluczkiego piwa o (kto napisze o co ten dostanie 0.5pkt. w rankingu)
W Montfordzie uzbroili się w prowiant, oraz pozbyli fantów chaosu które zdobyli na Eldigo zostawiając je w Świątyni Sigmara (największej w Bretonni) i zasiedli do wieczerzy w karczmie znajdującej się najbliżej południowej bramy.
Tam jedli jakieś dzikie ptactwo. Albert i Jarkan poszli spać, Salaj, Esther i Olaf siedzieli sobie jeszcze na dole, ucztowali się winem i jedzeniem.
Nagle Olaf osuną się na podłogę, próbując, jednak nie mogąc, zwymiotować. Salaj w podobnym stanie, jednak trochę lepszym.
Zostali przeniesieni do pokoju. Esther obudziła Jarkana i próbowała bezskutecznie obudzić Alberta. Oczywiście pierwsze podejrzenia spadły na karczmarza.
Ten posłał szybko po medyka.
Olaf umierał a Salaj prawie umierał.
Medyk przyszedł, obejrzał (właściwie to rzucił okiem) i powiedział że wyleczyć się ich nie da, bowiem zostali otruci arszenikiem.
Zna jednak kogoś kto może mieć odtrutkę, ale to będzie kosztować 1200zk za obydwóch.
Jarkan pognał szybko z medykiem do aptekarza i ten sprzedał odtrutkę.
Szybko powrotem, aplikacja mikstury i Olaf oraz Salaj się uspokoili, jednak zapadli w sen.
Przeżyli dzięki szybkiej interwencji Esther oraz Jarkana.
Nasi dzielni bohaterowie.
W nocy do pokoju zawitało czterech mężczyzn.
Przybyli z zamiarem dobicia umierających.
To oni otruli drużynę. Próbowali całą, jednak tylko Olaf i Salaj dali się truciźnie (ale na to nie ma mocnych, więc to żadna ujma)
Esther pochlastała zbirów ( Te zbiry to jakieś mięczaki, Kupcy, urzędnicy itd.)
Jeden jednak przeżył. I to był chyba jego błąd, bowiem dostał się w łapy Jarkana.
Co się z nim stało, nie będę opisywał, bowiem mogą to czytać dzieci, powiem tylko że koleś powiedział w końcu wszystko.
Próbował jeszcze wsypać karczmarza oraz świątynie Sigmara, ale chyba nikt mu nie uwierzył.
BG dowiedzieli się że są oni kultem chaosu, współpracujący z Imperialnym „Skarandar”
W Bretonni nazywają się „Obrońcy Wiecznego Życia” a przynajmniej ten odłam w Montfordzie tak się nazywa.
Oczywiście koleś zakończył swój żywot.
Karczmarz został uniewinniony z zarzutów.
Dodatkowo wyszło na jaw, że nie nawiedzi chaosu, bowiem ten parę lat temu zabił mu żonę i córkę.
Został zwerbowany jako „informator”.
Jego zadaniem jest wysyłanie wszystkich informacji o chaosie lub tym podobnych siłach gońcem do Mariusa von Diesla.
Pewnie nigdy nie wyśle, a jak wyśle to i tak nie dojdzie, ale zawsze to coś.
Nie zaszkodzi na pewno, a może pomóc.
I to wszystko.
Następna sesja zacznie się od wyjazdu z Montfordu.
Pamięta ktoś jeszcze gdzie i po co jedziecie?
Co do gry poszczególnych graczy nie będę się wypowiadał.
Mi się nawet podobało, złapałem klimat itd.
Czekam na komentarze do sesji.
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2002 phpBB Group
BBTech Template by © 2003-04
MDesign
Regulamin