Anton
Mistrz Zakonny
Dołączył: 05 Paź 2006 Posty: 290
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Stary Świat
|
Wysłany: Pon 16:47, 01 Sty 2007 Temat postu: Opuszczenie Skalten, "Zimna Fala" , "Krowie R |
|
|
Na sesji obecni byli:
Anton-MG
Valgaf-Valgaf
Adam-Axel
Mały-Jarkan
Wieczór. Biały Jastrząb wypełniony jest rozmowami i śpiewami klientów.
Nasza wesoła drużyna siedzi przy swoim stoliku, rozmawiają, piją piwo, jedzą.
Zastanawiają się nad wyprawą. Jednym słowem sielanka.
Wtem do przybytku wchodzi Arab.
Przynosi dobre nowiny.
„Wyruszamy już o świcie więc nie siedźcie za długo. Musicie być nad ranem, najlepiej przed wschodem słońca przy wschodniej bramie. Wybrałem tą bramę aby zmylić potencjalnych wrogów. Podejdziemy kilka mil i wsiądziemy na Krasnoludzki sterowiec”
Drużyna chyba ucieszyła się na te wieści. Większość, nie licząc Kirta, wzięła je sobie do serca. Poszli spać. Zander poszedł do świątyni. Valgaf zamówił budzenie u Qintus na godzinę 2.30. W nocy.
Wszyscy śpią sobie w najlepsze. Qintus budzi Valgaf najpierw delikatnym pukaniem, następnie trochę mocniejszym. Łowca Czarownic w końcu się obudził. Poprosił właściciela „Białego Jastrzębia” aby chwile na niego poczekał.
Valgaf ubrał się spakował cały swój przybytek, złożył krótką modlitwę do Sigmara, a następnie wyszedł.
Qintus czekał, tak jak został o to poproszony.
We dwóch idą schodami na dół. Valgaf wyżej na schodach, grzmoci barmana pięściami w kark. Qintus upada ze schodów. Jest łomot ale nie na tyle, aby obudzić innych gości. Qintusowi pęka kostka i nadgarstek. Jedyny klient który był na dole, Kirt, właśnie podniósł swoja zaspana głowę ze stołu. Spojrzał na to co się dzieje, ale ze jest przyjacielem Mariusa von Diesla wiec wie o co chodzi.
Łowca Czarownic przywiązuje Qintusa do krzesła. Uśmiecha się pokazując swoje pożółkłe zębiska. Kirt tez się uśmiecha, pokazując swoje niepełne uzębienie oraz piane wyciekającą z ust.
„Rusz się marny człeczyno, a skrócę Cie przy kolanach, Wrrrrrrrr”
I machną toporem. Po tych słowach barmanowi odechciało się chyba wszystkich głupich pomysłów.
Valgaf obudził Jarkan i Axela.
Ci spakowali się i ubrali i zeszli na dół. Axel bardzo zdziwiony, nie wie co się dzieje.
Jarkan przysiadł się do stolika, naprzeciw Qintus. Zaczął rozmowę.
Od razu wiedział o co chodzi. A chodzi o to ze Qintus jest w Skarander.
Rozmowa trwała krótko. Qintus bez zbytnich tortur (bo bał się bólu) powiedział właściwie wszystko co wiedział.
Powiedział po tym, jak zagrożone zostało bezpieczeństwo jego żony i córki.
Powiedział ze był jednym z „Palców” „Purpurowej Dłoni”
Ze w czasie wojny była czystka i przeżył z „Purpurowej…” tylko on.
Jako doświadczony zarządca kultystów został zwerbowany na dogodnych warunkach do Skarander.
W Skalten, oprócz niego pracuje jeszcze dwóch Skarandrytów.
Radar von Drizd, który jest zarządcą i właścicielem ziem położonych niedaleko Skalten oraz małego pałacyku w samym mieście. Pod swoją komendą ma 4 rycerzy oraz dwa odziały żołnierzy. Na dzień dzisiejszy posiada tez 5 oddziałów najemników, którzy ochoczo ściągnęli do miasta.
Następnym ważnym członkiem Skarander jest niejaki Alfons Dundel.
Kieruje światkiem przestępczym na terenie Skalten. Od niego zależy kto i gdzie może kraść, gdzie może ściągać haracz itd.
Jego „żołnierzy” w ostatnich czasach trochę wyłapano i poskazywano wiec jest osłabiony.
Była jeszcze chwila rozmowy i do „Białego Jastrzębia” wszedł Marius von Diesel razem z Alfredem i swoimi najemnikami. Uśmiechną się do Qintus, przywitał z Valgafem.
Jego ludzi zaczęli oblewać oberże naftą. Inni zaczęli budzić razem z Jarkanem pozostałych klientów „Białego Jastrzębia”
Gdy wybiegali w popłochu widzieli dwie martwe kobiety leżące niedaleko stoły przy którym siedział ich niedawny, zapłakany, gospodarz. Kobiety te zostały zabite przez von Diesla. Wiedział ze kobiety były nie winny. Wiedział ze nie miały w sobie oznak chaosu. Ale wątpił, aby nic nie wiedziały o działalności męża i ojca.
Dlatego dostały po czystym strzale w potylice. Szybka i bezbolesna śmierć.
A nawet jeśli naprawdę nic nie wiedziały…trudno. Ich śmierć to cios dla Qintusa. Czyli cios dla ważnego członka Skarander.
Po pożegnaniu, Marius obiecał ze zajmie się tymi których wydał Qintus oraz ze on sam spłonie na placu już za parę godzin. Tylko się z nim jeszcze pobawi.
„Biały Jastrząb” siedlisko zła zostanie zrównane z ziemią.
Przykre to, bo to dobra karczma.
W niej zginął Alan oraz Valcor.
W niej zabawiali się Esther i Salaj.
W niej przesłuchiwany był Vimes i Arab.
W niej działy się rzeczy o których lepiej nie mówić…
Gdzieś w między czasie Valgaf podszedł do „kasy” i zabrał pieniądze.
Łowca Czarownic wyszedł, miną Glennelorda, za którym nie przepada, jak za każdym magiem…jak za każdym w ogóle i poszedł do świątyni po ojca Zandera.
Reszta drużyny też wyszła.
Glennelorda zaprowadził ich do północnej bramy, gdzie czekać ma już Arab.
Ściemniał o tym sterowcu i wschodniej bramie po to aby zmylić Qintusa który mógł słuchać.
I okazało się ze zmylił.
Drużyna wyruszyła wcześniej po to, aby dać czas Glennelordowi przedostać się przed świtem do wschodniej bramy, aby odnaleźć tych, którzy czekali by na drużynę.
Odnalazł trzech morderców. Biedni nie zauważyli Glennelorda (bo jak on nie zechce to go nikt nie zauważy)
Jeden z nich stracił życie, dwóch pozostały jest już w cieplutkim loszku rozgrzewani i zabawiani przez von Diesla.
Valgaf dotarłszy do świątyni napotkał strażnika, Rycerza Płomienia. Skierował go na „plebanie”
Na „plebani” otworzył mu młody chłopak. Akolita przygotowywujący się do służenia Sigmarowi.
Poszedł po ojca Zandera i sprowadził go po 15 minutach.
Valgaf opowiedział ojcu Zanderowi o tym co wydarzyło się przed paroma chwilami.
Ten go nie rozgrzeszył. Właściwie nic nie odpowiedział.
Przy bramie Glennolord „zajął się strażnikami” ale nie robiąc im żadnej krzywdy. Arab otworzył w tym czasie bramę i wszyscy bezpiecznie wyruszyli z miasta.
Skład aktualnej drużyny:
Ojciec Zander Greystone. Kapłan Sigmara.
Sierżant Jarkan Stouer. Sierżant sił specjalnych.
Valgaf i Alexa. Łowcy Czarownic.
Kapitan Samuel Vimes. Kapitan straży.
Kirt. Krasnolud. Zabójca Trolli.
Albert. Pół kitajczyk. Dobrze posługuje się kilkoma językami.
Arab. Przewodnik.
Drużyna szła traktem przez jakies 30-45 minut. Napotkali na zagajnik i ni z tąd ni z owąd spotkali jakiegoś blondyna. Blondyn ten to przyjaciel Araba.
Oprócz niego zobaczyli tez niewielkie ognisko, dwa Norsmeńskie konie i wóz taki jaki mniej więcej mają Norsmeni.
Blondyn i Arab powyciągali z wozu przebrania. Skóry i hełmy.
Oraz sztandar chaosu.
Blondynek ranny w nogę, nie mógł iść z drużyną.
Dobre wieści:
Więkrzośc wyznawców chaosu zmierza od jakiegoś czasu do „Krwawego Głazu” oraz do okolicznych lasów na modły.
Złe wieści:
Zmierzają tam bo zbliża się pełnia Morrsielba. Księżyca chaosu.
Dlatego droga nad morze przebiegła dość spokojnie.
Arab, jako profesjonalista znał w miarę bezpieczną drogę.
Kilka razy tylko ze sporej odległości dostrzeżeni zostali maruderzy chaosu. Wtedy ekipa się zatrzymywała, warczała i machała sztandarem.
Tamci odmachiwali i było fajnie.
Słychać już szum fal, temperatura opadła, a Jarkan z daleka dostrzega mewy. Rośnie parte drzewek, jest tez trawa, przykryta śniegiem a miejscami pluchą.
Arab postanawia rozbić tu obóz. Wzbudziło to pewne pytania i sugestie ze może lepiej nie.
Trochę rozmowy i okazało się ze nasz oddział jest już nad morzem. Ale ciemność i to ze może jest 100m w dół utrudniało jego dostrzeżenie.
Arab rozdał trochę jedzenia i drewno na opał które miał gdzieś tu ukryte.
Zander wrzucił specjalną niewielką kulkę do wody, której zadaniem było przyciągnąć tu naszych przewoźników.
Arab razem z Jarkanem zaszli po ukrytej drabince sznurowej na dół po kliwie.
Po kilku minutach schodzenia weszli do jaskini.
Jaskinia jest dobrze ukryta i zabezpieczona nie tylko od wroga, ale tez od zimna i od głodówki. Woda poniżej skrywa skały które roztrzaskają każdy okręt który ma duże zanurzenie. Czyli każdy nie licząc Elfickich i Norsmeńskich lekkich Drakkarów. Norsmeni jednak tu nie pływają bo nie ma plaży na której mogli by wylądowac. Dlatego jest to bezpieczne miejsce.
Od środka odsunęli specjalną kładkę ukrywającą zejście z góry.
Do środka zostały wprowadzone konie i wóz.
W środku okazało się ze jest w miarę ciepło, jest gdzie spać, jest oświetlenie (lampy naftowe) i jedzenie.
A, no i alkohol.
Drużyna przeczekała sobie dwa spokojne dni na rozmowach, jedzeniu i piciu.
Po tych dwóch dniach okręt „Zimna Fala” dotarł do klifu.
Arab sprowadził BG na dół i małej łódki.
Wszyscy popłynęli do Elfiej Łodzi.
Pożegnali się z Arabem i weszli na pokład.
Statek jest wąski, ale długi i smukły.
Elfy wysokie, ubrane w niebiesko-biało-złote szaty wydają się być arogancki i nie miłe.
Kapitanem jest Cyfain, wysoki Elf o blond włosach. Na głowie ma złoty diadem.
Spytał się który to Jarkan i wręczył mu list.
List od Hrothgara.
Jeżeli Jarkan będzie chciał się podzielić jego treścią to proszę bardzo.
Cyfain kazał zejść wszystkim pod pokład, mówiąc ze jego zadaniem jest dostarczenie ich do Marienburga. Ale ze nie musi to być miła i wygodna droga.
Szczególnie dla ludzi.
Valgaf starał się strasznie wyjść na górę. Pokłócił się o to z drużyną.
Ale spór został jakoś rozwiązany.
I na tym sesja się zakończyła.
Była suto zakrapiana. I fajnie. Podobno Adam ma z tego powodu jakieś nieprzyjemności?
Sesja mi się podobała. Wszyscy fajnie grali.
Nie mam żadnych zastrzeżeń.
Za to mam pytanie do Jarkana.
Skąd wiedziałeś że Qintus jest w Skarander?
Sam się domyśliłeś?
Teraz następna sesja.
Obecni byli:
Anton-MG
Valgaf-Valgaf
Aga - Alexa
Villu -Jarkan.
BG płyną sobie spokojnie na zimnej fali.
Podróż nie była miła. Elfy co chwile zganiali wszystkich którzy chcieli wyjść na zimne mroźne powietrze pod pokład. Atmosfera stawała się napięta. Kłótnie na okręcie, bijatyki i trochę ćwiczeń. Czyli jednym słowem wszystko to co się robi gdy ma się za dużo wolnego czasu i brak zajęć.
Głuchy stukot w deski okręty wyrwał wszystkich z tępego odrętwienia, jakie powstało na okręcie. Stukot nasilał się, ale po paru minutach ustał.
Cyfain zszedł pod pokład i poinformował ze są ścigani przez drakkara mrocznych Elfów.
Jest nie wesoło, ale uniknęli pościgu.
Nie na długo.
Stukot nasilił się znowu.
Tym razem pokład został przebity przez bełt z balisty, prawie rozwalając Valgafowi głowę w drobny mak.
I znowu wszystko ucichło.
I znowu nie na długo.
Późnym wieczorem zaczęła się bitwa.
Tym razem BG brali już w niej udział.
Odważna postawa (a może głupia) Jarkana i Alexy dodała mały odważnik do szali zwycięstwa na strone Wysokich Elfów.
Mroczniaki walili ze swojej łodzi z kusz oraz z ogromnych balist. Do tego wysłali Harpie, które nękała swoimi wrzaskami i atakami Elfy. Harpie okazały się jednak niezbyt trudnym przeciwnikiem.
Działania Alexy oraz Elfickich łuczników szybko wyeliminowały latające zagrożenie.
[link widoczny dla zalogowanych]
Wylazł też Kirt, który pobiegł na dziób i wyskoczył do wody, widząc ze jakiś Elf strzela coraz to niżej. Jarkan uczynił zaraz to samo.
Okazało się ze na dole jakąś małą łódeczką podpłynęły już Mroczne Elfy. Rozprawienie się z nimi zajęło tylko parte chwil…
Okręt dostał trochę obrażeń. Kilku Elfów zginęło.
Po zwycięstwie BG znowu zostali zagnani pod pokład.
Tu należy dodać ze Mroczne w czasie walki używały też magii. Dlatego okrętem tak bujało a wręcz kładło na bok co bardzo utrudniało celowanie.
Drużyna poszła spać.
Obudziła ich cisza i lekki przechył na dziób (do przodu)
Co jednoznacznie świadczyło ze „Zimna Fala” nabiera wody i tonie.
Po wyjściu na pokład, okazało się że cała załoga jest wybita w bestialski sposób.
Ciała są porozrzucane, a części członków po prostu nie ma (wrzuceni do wody lub pojmani )
Pierwsza ładownia (BG siedzieli w drugiej, środkowej) wypełniała się wodą. Trzecia za to posiadała porozbijane beczki i martwe ciała Elfów.
Ich wnętrzności walały się razem z jedzeniem.
W tym domku na okręcie (jak ktoś zna tego nazwę to będę wdzięczny za podanie) tez nic ciekawego (nie licząc zwłok, ale one raczej nie ciekawe) nie było.
Okręt tonie…co tu robić?
Szybkie, sprawne działanie Alexy której pomagała reszta, pozwoliło zbudować mała tratwę z tego co jeszcze zostało.
Razem z żaglem i innymi takimi pierdołami które muszą być na tratwie.
Ten pomysł i konstrukcja bardzo mi się podobały. Aż dziwne że Agnieszka zaangażowała się w taki projekt.
Gdy wszyscy wskoczyli już na tratwę, okręt zatoną. Właściwie w ostatniej chwili.
Dziwne nie?
Zimno. Albert starał się trochę sterować tratewką.
W końcu po wielkim wysiłku i jak zwykle paru kłótniach dopłynęli do brzegu.
Ale co dalej? Zaczęło się zastanawianie gdzie się u licha podziewają.
Rozmyślania zostawiono na następny dzień. Teraz ważniejsze było przygotowanie ciepłego obozu i jedzenia.
I znowu Alexa się sprawami organizacyjnymi. I polowaniem na mało smaczne, ale przynajmniej pożywne mewy.
Jarkan polował na jakieś zwierze, ale nie wyszło mu.
Zmęczenie, ciemność, okolica której nie zna nie sprzyjają polowaniom, szczególnie z nożem.
Nad ranem obóz został zebrany i nadszedł czas na wędrówkę.
W drodze BG myśleli…no, myśleli…
I wymyślili ze sa pewnie gdzieś na terenie Nordlandu, lub Jałowej Krainy.
Po prawie całym dniu marszu dotarli do niewielkiej wioski.
Wioseczki właściwie. Kilka drewniano-glinianych chat. Krowa.
Pranie suszące się na wietrze i mrozie.
Jeden budynek był od spodu wyłożony kamieniami.
Z stamtąd dochodziły głosy i śmiechy.
Okazało się ze jest to coś na wzór oberży.
Po wejściu głosy na Sali ucichły.
W środku siedziało kilku wieśniaków. Ot, typowe „łupki”
Nie bardzo można się było z nimi porozumieć, bowiem ich język zna tylko Albert (który zna dużo języków) oraz Valgaf.
Okazało się ze ekipa znajduje się we wsi „Krowie Rogi”
„Krowie Rogi” znajdują się z kolei na terenie Marchii Couronne.
A Couronne to nic innego jak jedna z najważniejszych prowincji w…
Bretonni.
I fajnie.
Bohaterowie zostali ugoszczeni tym co było. W było różne jedzenie. Krowie flaki w zawiesinie grzybowej, ślimaki i jeszcze jakieś gluty. Do tego wino i/lub mleko.
Rozpoczęły się rozmowy, pytania o drogę.
Droga do Marienburga jest nie przejezdna z powodu warunków atmosferycznych, band Orków i banitów którzy grasują w dalszej okolicy.
Ojciec Zander uchylił Rabka tajemnicy na temat wyprawy.
Ponoć i tak trzeba by było z Marienburga wyruszyć do Bretonni.
No i super. Wyjaśniło się.
Nie trzeba do Marienburga. Tylko do Gisourex.
Marienburg nie po drodze.
Ale czy na pewno?
Na tym skończyła się sesja. No, niby skończyła się na tym ze ruszyliście, ale nie.
Ponieważ.
Ojciec Zander nie ma pieniędzy przy sobie, co może być dużym utrudnieniem.
Miał je odebrać w Marienburgu. Zdeponował je po prostu w banku.
I teraz pytanie do was.
Jedziecie dalej, do tego Rycerza, pana tych włości, czy zawracacie i udajecie się do Marienburga po pieniądze?
Zapomniałem jeszcze dodać ze przez cały ten czas Kirt dokuczał Alexie (z wzajemnością), albo, jak kto woli, podrywał ja;)
Co do klimatu.
Był. Podobało mi się.
Nie będę pisał kto grał najlepiej, napisze kto najgorzej.
Alexa. Pomysły dobre, ale wczucie się marne. Kłótnie które sa nie potrzebne i rozbijają, nie dość ze klimat to jeszcze drużynę.
Jarkan. Pomysły nie najlepsze, mało. Podobnie jak Alexa różne twoje głupie wybryki skierowane przeciw drużynie nie sa raczej mile widziane.
I tyle.
Do następnej sesji.
Post został pochwalony 0 razy
|
|